- Czego?! -krzyknęłam. Byłam zła. Pragnęłam chwili spokoju, ale nie...
- Agnes długo tam będziesz siedzieć? -to był Nathan.
- Zaraz wyjdę! Ale tylko po to, aby Cie zabić! Pasuje?
- No to ty tam sobie siedź, a ja poczekam. Pa!- szantaż zawsze spoko. Hah. Po jakieś godzinie byłam już wykąpana i ubrana. Gotowa zeszłam do salonu. Max z Jess, czyli nasze gołąbeczki siedzieli na kanapie i się przytulali. Nathan był zapatrzony w telewizor, a Vivian nigdzie nie było.
- Gdzie A?
- O jesteś! To ja idę się ogarnąć. -powiedział uśmiechając się i poszedł.
- Powiedziała, ze musi iść do pracy. W kuchni na stole jest kartka z jej adresem i numerem telefonu. -odpowiedziała Jess. Uśmiechała się, ale ja wiem, że coś się stało. Tylko ona nie chcę poruszać tego tematu przy Maxie.
- Dzięki. Właśnie, ja też powinnam poszukać pracy. Jess nie wiesz czy gdzieś nie poszukują jakiejś pomocnicy?
- Tak się składa, że wiem. Pasuje Ci praca jako kelnerka?
- Czemu nie. -odpowiedziałam z entuzjazmem.
- To ja idę zadzwonić. -poinformowała nas i poszła zostałam sama z Maxem. Siedzieliśmy w ciszy czekając na powrót Jess. Cisza mi przeważnie nie przeszkadza, ale teraz była ona krępująca.
- Kochasz ją? -zapytałam.
- Tak. Kocham. -odpowiedział. Widać było, a raczej słychać,że mówi prawdę. To słodkie.
- Młoda! Masz tą prace! -Jess wbiegła do salonu jak opętana.
- Super! Kiedy zaczynam?
- Jutro o 9, zawiozę Cie. -poinformowała mnie. O 9, czyli tak jakoś o 8 trzeba wstać. Kurcze.
- Super. Idę do siebie. -jak powiedziałam, tak zrobiłam. Nie mogłam patrzeć na Maxa i Jess. Na to jak się przytulają, całują... Po prostu to wszystko przypominało mi Luke. Weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Do ręki wzięłam zdjęcie z etażerki. Byłam na nim ja i Luka. Śmialiśmy się. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Wtedy Luka powiedział, że mnie kocha.
-Luka! Idioto przestań! -krzyczałam na mojego najlepszego przyjaciele. Niestety tylko przyjaciela.
-Przestane jak przeprosisz i oddasz moją własność! -był zły, bo schowałam jego oczko w głowie-telefon.
-Hah. Chyba śnisz, że Cie przeproszę! -oznajmiłam, a on znów zaczął mnie łaskotać. Dobrze wiedział, że mam łaskotki i często to wykorzystywał. -Przestań! Luka!
-O nie, nie, nie przestane. -łaskotał mnie dalej, aż w pewnym momencie postanowiłam się wydostać i pociągnęłam go ku sobie. Nasze usta dzieliły centymetry, a on zmniejszał jeszcze tą odległość przybliżając się do mnie.
- Kocham Cie.-szepną i złączył nasze usta w pocałunku.
- Młoda widziałaś może szczotkę?-do pokoju wszedł Nathan. Bez pukania! Jak tak można! Spojrzałam na niego. Był w tym co wczoraj. Biała koszula, jakieś spodnie.
- Co się stało? Czemu płaczesz?-zapytał podchodząc do mnie. Usiadła na łóżku przyglądał mi się. Akurat teraz! Jak płakałam! Boże czemu?!
- Puka się. -powiedziałam wycierając przy tym łzy.
- Nie zmieniaj tematu. Czemu płaczesz?
- Wspomnienia. -uśmiechnęłam się lekko. - Przepraszam na moment, idę zadzwonić.
- Do kogo?
- Do A. -wyszłam z pokoju. Kierunek-taras. W salonie znalazłam nasze gołąbeczki. Znów przypomniał mi się Luka. Szybko otarłam łzę spływającą po moim policzku. Wyszłam na taras i od razu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.
- Halo? -usłyszałam jej wesoły głos.
- Za halo w mordę walą.
- Agnes! Słonce ty moje! Co tam? Masz jakieś plany na dziś?
- No wiesz, myślałam, że może chciałabyś się spotkać? Pogadać?
- Jasne! Zaraz wyśle Ci adres, żebyś nie zapomniała.
- A ty nie jesteś teraz przypadkiem w pracy?
- Właśnie wracam.
- Spoko, to ja postaram się przybyć jak najszybciej. Pa. -usłyszałam jeszcze jak się żegna i rozłączyłam się. Wyglądałam przyzwoicie, więc skoro miałam już telefon w ręce to zadzwoniłam po taksówkę. Nie minęły dwie minuty, a samochód stał już pod domem. Wzięłam torebkę, powiedziałam Jess, że wychodzę i byłam gotowa. Wsiadłam do auta, podałam adres i ruszyliśmy w drogę. Po mniej, więcej pięciu minutach byłam już pod starą kamienicą. Weszłam do środka i schodami kierowałam się na samom górę do mieszkania mojej przyjaciółki. Stanęłam przed drzwiami i już miałam zapukać, kiedy...
- Agnes! Jesteś! Wchodź! -przywitałam mnie Vivian stojąca w drzwiach. Widać było, że jest szczęśliwa. Uśmiechała się cały czas.
- Siema A. Miło Cie widzieć.

-Wow. Ale tu ładnie. A twoja współlokatorka jest w domu? - powiedziałam w końcu.
- Wiem, usiądź.Nie ma jej. Musiała wyjechać. Kawy? Herbaty? -zapytała moja przyjaciółka.
- Herbaty. -poinformowałam ją, a ona w tym momencie wyszła z pomieszczenia. Usadowiłam się na kanapie i czekałam. Po chwili dołączyła do mnie Vivian z gotowym już napojem.
- Opowiadaj, jak tam sobie żyłaś przez ten rok? -zapytała z entuzjazmem.
- A nie rozmawiałyśmy o tym wczoraj?
- Pewnie tak, ale ja nic nie pamiętam. -uśmiechnęła się do mnie. Czasami zastanawiam się, czy ona przypadkiem nie wpadła do jakiegoś kotła jak była mała??
- No więc, ten rok spędziłam w placówce dla młodzieży z kłopotami. Koniec.
- Ale się rozgadałaś. Normalnie jak nie ty. -zaczęłyśmy się śmiać. Kochałam jej poczucie humoru. Potrafiła pocieszyć każdego, bez wyjątków.
- No tak. A u Ciebie co się działo?
- A nie rozmawiałyśmy o tym? -zapytała uśmiechając się przy tym chytrze.
- Zapomniałam, dokładnie tak jak ty.
- Jakiś czas po tym, jak musiałaś tam pojechać, przyszedł do mnie kolega mojego brata. Powiedział, że Luka nie żyje i przekazał mi list od niego. Wiesz co jest najgorsze? Że on wiedział, że może zejść z tego świata i że tamtego dnia pożegnał się ze mną, a zazwyczaj tego nie robił, a ja niczego nie zauważyłam.-zaczęła płakać, a mi przypomniał się mój brat. Sytuacja była prawie że identyczna.
- Z Filipem było tak samo. Tylko, że on był młodszy. Pamiętasz? -zapytałam, a ona tylko skinęła głowa
- W liście pisał, że bardzo Cie kocha i że chce, abyś to ty go miała. -oznajmiła sięgając pod kanapę. Już po chwili miała w ręku pudełko po butach. Otworzyła je i wyjęła małe zawiniątko. Podała mi je.
- Otwórz. -teraz to i ja płakałam, a gdy zobaczyłam co jest w środku, to już totalnie się rozkleiłam. Zobaczyłam naszyjnik, który był własnością Luki. Dostał go ode mnie na naszą pierwszą rocznice.
![]() |
-Wiem. -przerwałam jej. Widać było, że to wszystko sprawia jej ból. Założyłam naszyjnik na szyje i spojrzałam na moją przyjaciółkę. Już nie płakała.
- Masz ochotę na zakupy? -powiedziała wymuszając uśmiech.
- Jasne, ale nie mam przy sobie za dużo kasy.
- Nic nie szkodzi. Luka dość dużo zarabiał.
- Ale wiesz, że ja tak nie mogę. -wciąż stawiałam na swoim. Chodź domyślałam się, ze to i tak nic nie da.
- Wiem i dlatego zmuszę Cię do tego. Chodź! -krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę, zmuszając do wstania. Gdy byłyśmy już w przedpokoju ubrałyśmy się i poszyłyśmy do galerii, a że znajdowała się nie daleko byłyśmy na miejscu już po 10 minutach. Biegałyśmy po sklepach śmiejąc się i wygłupiając, dokładnie tak jak kiedyś.
O 20 byłam w domu. Szybko poszłam do łazienki się wykąpać, a potem poszłam spać. Na szyi wciąż miałam naszyjnik od Luki. To był wspaniały dzień.
-----------------------------------------------------
Rozdział nie za bardzo mi się podoba, ale cóż.
Witam nowych czytelników.
Za tydzień zaczynam ferie, więc...
No w sumie ten tydzień siedziałam chora w domu, a pisanie rozdziału trwało długo. xD
Ale to lepiej przemilczeć.
Proszę o komentarze. *O*
Ja ci dam beznadzieje!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo jest takie wzruszające.
Takie piękne!
No po prostu boskie. *o*
To takie piękne *o*
OdpowiedzUsuńO a ją za tydzień kończę ferie :(
Poinformuję, że kreska nic nie daje, i tak wszystko przeczytałam :P I to nie jest beznadziejne!!! Mi się bardzo podoba!!! Więc nawet nie chcę słuchać Twoich głupich i nieuzasadnionych komentarzy na temat tego bloga !!! Dziękuję za uwagę :) Rozdział jest świetny :* Płakać mi się chciało jak czytałam o wspomnieniach Agnes, co do Luka :< To było takie wzruszające ;< Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3 Do następnego.♥
OdpowiedzUsuńświeetne <3 z niecierpliwością czekam na nowy <3
OdpowiedzUsuńprooszę, wbij http://wildworld69.blogspot.com/ <3