-Agnes! Wstawaj śpiochu! -Jess krzyczałam mi nad uchem.
- Jeszcze 5 minut. -wyjęczałam chowając głowę pod poduszkę.
- Za pół godziny masz być w pracy!
- Yhym... Co?! -zerwałam się z łóżka jak oparzona. Spojrzałam na zegarek. Jest 8:00. Jess turlała się ze śmiechu.
- Przepraszam, inaczej byś nie wstała. -powiedziała po paru minutach.
- Dobra, ja idę się ogarnąć. - oznajmiłam nadal zła i poszłam do łazienki. Wykąpałam się i już w bieliźnie stałam przed szafą.Postanowiłam założyć białą koszulkę z nadrukiem, szarą bluzę z długim rękawem na której jest napis HAKUMA MATATA BICH. Do tego szare, jeansowe rurki.Na nogi śliczne, militarne, szare workery. Z powodu głodu zeszłam na dół do kuchni. Z lodówki wzięłam jakiś jogurt i zaczęłam go jeść. Jess nigdzie nie było.
- Jess gdzie jesteś?! -krzyknęłam. Nic. Spojrzałam na zegarek. 8:40. Przeraziłam się troszeczkę. Dobra, strasznie troszeczkę. Spojrzałam na podjazd. Jess czekała przy samochodzie i z kimś rozmawiała. Szybko wyszłam z domu.
- Jess, szukałam Cie. -powiedziałam kiedy stałam już przy mojej kuzynce.
- Dobra, muszę kończyć. Pa. -pożegnała się i weszła do samochodu. Ja zrobiłam to samo.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że czkasz? -zapytałam.
- Bo wiedziałam, że się domyślisz. A poza tym kawiarnia jest 5 minut drogi piechotą stąd. Autem to zaledwie dwie minuty. -miała racje. Zaraz byłyśmy na miejscu. Pożegnałam się i weszłam do budynku. Okazało się, ze to ta sama kawiarnia, do której Nathan mnie zabrał. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Podeszłam do lady.
- Dzień dobry, czym mogę służyć? -uśmiechnęła się młoda dziewczyna. Miała może 19 lat, długie blond włosy.
- Dzień dobry, ja w sprawie pracy.
- O tak, Jasper mówił, że przyjdziesz. Chodź ze mną. Nath! Zajmiesz się kasą?! -krzyknęła.
- Jasne, a co się stało? -powiedziała dziewczyna, która właśnie wychodziła z kuchni. Chyba z kuchni. Miała ciemną karnacje i czarne włosy. Na grzywce widniało blond pasemko. Miała kilka kolczyków.
- Muszę coś załatwić. Dzięki! -ostatnie słowo wykrzyczała, bo ciągnęła mnie już za sobą w stronę jakiś drzwi. - Skoro będziesz tu pracować, to chyba powinnam znać twoje imię. Ja nazywam się Blanca. A tamta to Nathali, ale wszyscy mówią na nią Nath.
- Na imię mi Agnes.-uśmiechnęłam się. Chwile potem Blanca wpadła do biura mojego nowego szefa.
- Jasper, to jest Agnes. Ma tu pracować.
- Dziękuję Balnco, domyślam się. Możesz iść. -powiedział chłopak znad komputera. Miał chyba 20 lat. Nie powiem, przystojny.
- Usiądź. Jess mi o tobie opowiadała. Oto twój grafik. Blanca pokaże Ci wszystko. Jak się pewnie domyśliłaś jestem Jasper. -powiedział patrząc mi w oczy. Boże...Ale on ma cudowne oczy. Awwww...
- Dziękuje. -powiedziałam niemal że, szeptem spuszczając głowę. Nie wiem dlaczego. Może się przestraszyłam? W końcu będę mieć szefa, który z pewnością byłby niesamowitym modelem.
- Ej, ej, ej...Nie bój się. Tu nie jest tak źle. -złapał mój podbródek i podniósł moją głowę tak, że znów patrzałam w jego cudowne oczy. I się uśmiechnoł! Pierwszy raz od... 5 minut! Łoł. Jego uśmiech jest tak cudowny, jak jego oczy...
- Ale ty masz piękny uśmiech... -powiedziałam, a on się zaśmiał. Moment...JA TO POWIEDZIAŁAM?! - Boże, przepraszam. Nie chciałam tego mówić!
- Spokojnie. Dziękuje Ci. A teraz już idź. Blanca pokarze Ci wszystko. -uśmiechnął się jeszcze raz i znów zaczął pisać coś na komputerze. Powoli wstałam z krzesła i wyszłam. Przed drzwiami stała Blanca. Pisała coś na telefonie.
- Podobno masz mi wszystko pokazać. - odezwałam się, a ona aż podskoczyła.
- Boże, ale mnie przestraszyłaś! No tak, chodź. - uśmiechnęła się i znów ciągnęła mnie za rękę. Cały czas się uśmiecha, jest pełna energii...To jest wróżka! Taka z Nibylandii! Ale jeśli ona jest wróżką, to ja mam tylko jedno pytanie.Co ja dzisiaj brałam? O.o
- Agnes słuchasz mnie? -zapytała Blanca.
- No pewnie, że...Nie, przepraszam.- zrobiłam smutną minkę, oczy osła za Shreka i błagałam w duchu, aby nie była zła. No bo, przecież każdy kto się cały czas uśmiecha, ma też ciemną stron...
- Spoko. Jesteśmy teraz w kuchni. Królestwie Fiony.-powiedziała kiedy weszłyśmy do jasnego pomieszczenia. Ręką wskazała około sześćdziesięcioletnią kobietę.
- Dzień dobry. -powiedziałam uśmiechając się.
- Witaj słoneczko, jak Ci na imię? -zapytała kobieta nie przestając kroić owoce.
- To jest Agnes! Będzie kelnerką! Mam jej wszystko pokazać. -powiedziała za mnie Blanca.
- No tak. Same sobie nie poradzicie. Pomagacie mi w kuchni i obsługujecie klientów. Macie trochę tej roboty. Miło mi Cie poznać Agnes, jestem Fiona. -powiedziała kobieta wciąż się uśmiechając. Normalnie dom wariatów. Dwie osoby cały czas się uśmiechają! A może one są spokrewnione?
- Agnes chodź! -krzyknął dzwoneczek i znów byłam ciągnięta jakimś kierunku. Po chwili znalazłyśmy się w... No właśnie nie wiem gdzie.
- To jest nasz pokój. Tu mamy szafki i łazienkę. -powiedziała. Pomieszczenie było ładne, ale skromne. Kilka szafek drzwi do ubikacji, stół i krzesła -Ta szafka jest twoja.
- Spoko. -powiedziałam i podeszłam do szafki, którą pokazałam mi Blanca. Schowałam torbę.
- Jesteś już gotowa? Tak? To chodź! -Znów pędziłam za moją koleżanką, teraz już wiem gdzie. Szłyśmy na sale.
- No nareszcie! Skoro jesteś, to ja idę pomóc Fionie. -odezwała się...Nath? Tak chyba mówiła na nią Balnca.- Jestem Nathali, ale wszyscy mówią mi Nath. A tobie jak na imię?
- Agnes. -odpowiedziałam na zadane mi pytanie. No i dowiedziałam się, ze nie mam takiej złej pamięci.
- Agnes chodź! Pokaże Ci co i jak! -powiedziała, a raczej krzyknęła do mnie Blanca.
- Już idę. -odpowiedziałam i podeszłam do koleżanki. Reszta dnia minęła spokojnie. Obsłużyłam paru klientów, pomogłam w kuchni, trochę posprzątałam. Nie było dziś dużego ruchu, co mi nie przeszkadzało.Około 16, kiedy miałam iść już do domu, zdarzyło się coś, czego się nie spodziewałam.
- Dzień doberek!- usłyszałam 5 znajomych głosów. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam całe The Wanted. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaraz za chłopakami szła Jess.
- Co tu robicie? -zapytałam.
- Przybiliśmy Cię odwiedzić. -oświadczył Tom.
- Spoko, coś wam podać?
- Tak. Dla mnie szarlotka na ciepło z lodami i bitą śmietaną, ten deser z galaretką i ten, czekoladę na gorąco, kawę rozpuszczalną, pączka. A wy co chcecie? -powiedział Tom.
- Tom, ty wiesz, że tego sam nie zjesz? Wymiękniesz przy szarlotce. -powiedział Max.
- Dla mnie czekolada na gorąco, dla Maxa deser z galaretką, dla Jaya kawa rozpuszczalna, Sev bierze szarlotkę, tak samo jak Tom. A ty Jess co chcesz?? -oznajmił Nath. Znalazł się pan wszystko wiedzący.
- Seva, skąd on wiedział co chcemy? -zapytał "szeptem" Jay.
- Nie wiem. -odpowiedział mu mulat.Nathan się tylko zaśmiał. Zresztą, jak każdy z nas.
- Ja dziękuje. Nic nie chcę. -powiedziała Jess.
- Usiądźcie, za chwile wszystko będzie gotowe. -powiedziałam i poszłam wszystko przygotowywać.
Pół godziny później
Siedzieliśmy wszyscy przy stoliku w kawiarni. Oprócz mnie i Jess wszyscy zajęci byli swoimi zamówieniami. Nathali poszła już do domu, a właściwie do mieszkania nad kawiarnią. Na początku myślałam, że się nie polubimy. Na szczęście szybko znalazłyśmy wspólny język. Odkąd TW przyszło Blanca siedziała w kuchni i pomagała Fionie z jakimś ciastem.
- Bardzo dobre to ciasto. -powiedział Tom, który zajadał się szarlotką. Nie wiem jakim cudem, ale bitą śmietanę miał na czole.
- Yhym, jest świetne. -poparł go Max. Usta pełne miał galaretki, ale i tak zdołał wepchać tam kawałek ciasta od Parkera.
- Ej! To moje ciasto! Trzeba było sobie zamówić!
- Ciszej. Proszę was, ciszej. -powiedziała Jess. Max tylko pocałował ją w policzek. Rzecz jasne, że zrobił to jak już zjadł wszystko co miał w tej swojej gębie.
- Aaaa! -ktoś krzyknął, okazało się, ze to Blanca. Podbiegła do nas i zaczęła nawijać. Zdołałam tylko wyłapać pojedyncze słowa.
- Blanca! Uspokój się! Powoli. -powiedziałam, ona tylko popatrzyła na mnie i znów zaczęła nawijać. Teraz jednak powoli.
- Jejciu, kocham was. Słucham waszych piosenek na okrągło. Mogę sobie zrobić z wami zdjęcie? -popatrzyła na nich błagalnym wzrokiem.
- Pewnie! -krzyknęli chórem.
- To ja zaraz wracam! Idę po aparat! Agnes chodź mi pomóc! -nie zdążyłam nic powiedzieć, bo ona już biegła trzymając mnie za rękę.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że ich znasz?! -zaczęła na mnie krzyczeć kiedy byłyśmy już w pomieszczeniu dla pracowników. Nie była zła, raczej szczęśliwa.
- Bo nie pytałaś. To gdzie masz ten aparat?
- Tu. -powiedziała i wyciągnęła telefon z kieszeni. Czyli szłyśmy tu po telefon, który miała w kieszeni?! Nie wytrzymam z nią. Założę się, że po tygodniu będę mieszkać w psychiatryku.
- Dobra, chodź. -teraz to ja ciągnęłam ją. Przynajmniej jakiś czas, bo ona już po chwili biegła do chłopaków. Kiedy weszłam na sale, zobaczyłam, ze na schodach na górę siedziała Nathali.
- A ty co tak siedzisz? -zapytałam.
- Przyszłam zobaczyć przedstawienie. Nie codziennie mam taką możliwość i jeszcze bilety za darmo. -uśmiechnęła się. Rozumiem o co jej chodziło. Blanca skakała przy chłopakach jak jakaś wiewiórka. Nie wiem, czy na te zdjęcia starczy jej pamięci w telefonie.
- Ona tak często?
- Chodzi Ci o to, że się cały czas uśmiecha i jest pełna energii? Nie. Od nie dawna, a właściwie od śmierci jej rodziców. Jakiś psychol wszedł do ich sklepu i po prosty strzelił. Dziewczyna się załamała. Chodziła przez miesiąc smutna, przygnębiona. Teraz wszystko maskuje śmiechem. -powiedziała. To smutne. -Dobra, idę zapalić. Do jutra.
- Pa. -Nathali jest nałogową palaczką. Mimo, że znam ją parę godzin już zdążyłam poznać historie jej życia. Ona moją też. Dowiedziałam się, że N jest kuzynką Jaspera. Dlatego ma mieszkanie nad kawiarnia. Ona zajmuje piętro, a Jasper poddasze. Dziewczyna zawdzięcza życie gwałcicielowi. Pewnego dnia, kiedy jej matka wracała z imprezy jakiś koleś się na nią zaczaił i 9 miesięcy potem urodziła się mała Nathali. Niestety, jej mama była młodą dziewczyna i nie przeżyła porodu. Zaopiekowała się nią ciotka, mama Jaspera. W liceum wpadła w złe towarzystwo. Zaczęła palić, imprezować, pić. Skończyła dopiero, gdy usłyszała, że jej ciotka nie żyje. Pomogła pozbierać się Jasperowi i sama też się ogarnęła.
Stałam jeszcze chwile i przyglądałam się chłopakom. Teraz Blanca i zespół siedzieli przy stole i o czymś żywo rozmawiali. Gdy Nath mnie zobaczył wstał i podszedł do mnie.
- Co tak sama stoisz?
- Myślę. -odparłam. Po chwili dodając.-Pomyślałbyś, że taka dziewczyna jak ona -głową wskazałam na Blance- straciła rodziców przez jakiegoś wariata? Jest taka wesoła. Zupełnie jak dziecko. - powiedziałam.
- Nigdy. -powiedział to patrząc mi prosto w oczy. A on ma piękne oczy, więc nie odwracałam wzroku... CZY WSZYSCY MĘŻCZYŹNI, KTÓRYCH SPOTYKAM MUSZĄ BYĆ TACY PRZYSTOJNI?! Awww... Jasper, Nathan, Luka, Alex. A mówią, że tacy tylko w filmach! No to chyba znaczy, że ja gram przynajmniej w dwóch.
- Jest już 17. Nie powinniśmy się zbierać? -zapytał, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze stoję i gapie się w jego oczy.
- Yhym.-tylko tyle dałam rade powiedzieć. Poszłam na zaplecze po rzeczy, a gdy już wróciłam wszyscy stali koło drzwi ubrani. Po chwili już jechałam z Jess do domu.
----------------------------------------------------------------------------------------
A więc tak, na razie rozdziały będą nudne, bo mam pomysł, ale to musi poczekać...
xD
Ale nie jestem pewna, czy kiedyś przestane robić nudne rozdziały. ,_,
Chciałabym was jeszcze raz serdecznie zaprosić na
http://sweet-dreams-twstory.blogspot.com/
Nie ma na razie obserwatorów, a jest już 3 rozdział.
Historia też według mnie jest bardzo interesująca. :C
Byłabym bardzo wdzięczna za chodziarzy jeden komentarz.
Albo głos w ankiecie.:C
I dziękuje za każdy komentarz na tym blogu. ♥
Pozdrawiam.